środa, 31 lipca 2013

Rozdział 1 cz. 2

Zajął miejsce obok jakiegoś chłopaka w dresach, zamknął oczy i czekał.

- Powiedz jej, żeby się nie cięła – oznajmił męski głos po jego prawej stronie.
- To jest jej decyzja Mikołaj – odparł siedemnastolatek uśmiechając się krzywo. - Ja na to nie wpłynę.
- Wiesz, co mi przed chwilą napisała na Facebooku? - zapytał chłopak z twarzą ukrytą pod chustą.
- No co?
- Napisała mi, że dziękuje mi za wszystko i, że jestem skurwielem – westchnął głęboko osiemnastolatek.
- I ma rację. Nic ci nie zrobiła, a ty zdradziłeś ją z Wiktorią i przy okazji rozpieprzyłeś mój związek. Dzięki stary, ale ja właśnie wysiadam. Siema.
- Ta... cześć.
Marcel wysiadł z autobusu i ruszył na deskorolce w stronę bloku numer sześćdziesiąt pięć. Jechał szybko. Chyba jednak trochę za szybko, bo wpadł prosto na jakąś dziewczynę, która chodziła z koleżankami po osiedlu:
- Patrz jak jeździsz – warknęła, siedząc na ziemi.
- Przepraszam – odparł, pomagając jej wstać. Dopiero wtedy ujrzała jego twarz i momentalnie zmieniła do niego swój stosunek.
- Nic się nie stało – oznajmiła słodkim głosem.
- Mam nadzieję – odparł, uśmiechając się wesoło. - Niestety muszę już jechać, ale jak znowu na ciebie wpadnę to daj się zaprosić na kawę.
Dziewczyna odprowadziła go rozmarzonym spojrzeniem. Marcel, jednak szybko o niej zapomniał i skupił się na Aishy. Kilka minut później stał już pod drzwiami mieszkania piętnastolatki. Zapukał lekko, a dosłownie za dwie sekundy w drzwiach, stanęła zapłakana brunetka i natychmiast wtuliła się w chłopaka. Siedemnastolatek bez słowa wziął ją na ręce i zaniósł w głąb pomieszczenia. Wrócił jeszcze tylko po deskorolkę i zamknął drzwi.
Znajdowali się w dużym salonie. Ściany miały odcień ciemnego fioletu, a podłoga wyłożona była równie ciemnymi, brązowymi panelami. W pomieszczeniu były tylko dwa okna, w których smutno wisiały jasne, fioletowe zasłonki, tuż przed nimi stała długa, zamszowa kanapa w kakaowej barwie. Naprzeciw niej większość ściany pokrywała duża plazma. Obok niej znajdowały się dwa dosyć wysokie kwiaty, a pod nią szafka z różnymi filmami, grami i konsolą. W lewym rogu pomieszczenia od strony czarnych drzwi stało najnowocześniejsze radio razem z wysokimi głośnikami. Pod kanapą i stolikiem znajdował się ogromny, fioletowy, puchaty dywan, na którym spokojnie drzemał kot o czarnym jak oczy Marcela umaszczeniu. Po prawej stały dwie wysokie, białe szafki zapełnione po brzegi płytami i książkami, a pomiędzy nimi znajdowało się biurko w tym samym kolorze oraz krzesło z ciemnego drewna i z fioletowym obiciem.
Marcel spojrzał na Aishę nieco zaniepokojony. Usadowił się wygodnie na kanapie i przez chwilę siedzieli w krępującej ciszy, którą po kilku minutach przerwał siedemnastolatek:
- No to opowiedz tatusiowi, co się stało? - zapytał, przytulając ją do siebie na kanapie. Ufnie wtuliła się w niego i odparła cicho.
- Ćpałeś.
- Tylko trochę. Ledwo zdążyłem na jednego bucha – oznajmił, krzywiąc się.
- Marcel... ja nie umiem bez niego normalnie funkcjonować.
- To najwyższy czas, żeby się nauczyć. Spotkałem go dzisiaj w tramwaju. Powiedział, żebyś się nie cięła, bo on nie chce mieć cię na sumieniu.
- Och. I nic więcej? - zapytała z nadzieją w oczach.
- Nic – odparł blondyn gasząc ostatnią iskrę. - Nie zapominaj, że on zniszczył mój i twój związek.
- Bo myślał, że ja go zdradzam z tobą! - krzyknęła, wyrywając mu się. - To przez ciebie!
- Nie – zaprzeczył spokojnie. - To jego wina. Nie ufał ci.
- Ufałby dalej, gdybyś mnie wtedy przy nim nie pocałował!
- Odwzajemniłaś. Trzeba było mnie odepchnąć albo walnąć w twarz. Cokolwiek.
- Czyli to moja wina? - zapytała zapłakana. Wyglądała jak wrak człowieka i tak samo się czuła.
- Nie. To jego wina. Mikołaj będzie miał cię na sumieniu. Pokaż mi ręce.
Wyciągnęła w jego stronę dłonie, schowane w rękawach wielkiej bluzy. Zsunął materiał i ujrzał bandaże. Powoli, delikatnie zaczął je odwijać, ale to, co ujrzał przeraziło go niesamowicie. Całe dłonie od nadgarstka do łokcia poznaczone były prostymi, niezbyt długimi kreskami ułożonymi we wszystkich kierunkach. Kilka z nich układało się w napis „MIKOŁAJ”. Nacięcia wciąż krwawiły:
- Co ty zrobiłaś? Aisha. Nie myślałem, że jest, aż tak źle. - Zaczął szybko odwijać drugą rękę. To, co go zszokowało najbardziej tamtego dnia, to jego własne imię wyryte żyletką od nadgarstka do łokcia.

3 komentarze:

  1. Jesteś nienormalny. Po raz kolejny cito mówię Yu, jesteś nienormalny i ciebie w jakimś ośrodku z wstrząsową terapią winno by się zamknąć. A poza tym to może pisz w całości te rozdziały, co? Za pozwoleniem, to jest blogspot, a nie jakaś wataha :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie w całości, bo jeden rozdział ma chyba 12 stron i nikomu się nie będzie chciało czytać :D A czemu jestem nienormalny? Znaczy tam na watasze to wiem, że odwalam różne rzeczy, ale tu czemu? ;>

      Usuń
  2. Ciekawy wątek z Mikołajem. Jestem ciekawa jak wszystko potoczy się dalej. Czytam kolejny rozdział.
    A, i ja także jestem zszokowana tym, że "wycięła" sobie imię Marcel na ręce.

    OdpowiedzUsuń