Ciemność.
Strach. Cisza. Szybki oddech. Pot. Nagle światło zabłysło w
pomieszczeniu. Do środka wpadła dwójka ludzi. Potrząsali mną. To
było potworne. Nic nie widziałem.
Przed oczami wciąż miałem tą twarz. Intensywnie zielone ślepia, biała skóra jakby naciągnięta na czaszkę potwora. Szerokie nozdrza z rogiem na samym szczycie. Ogromne uszy. Kły i pazury umaczane w krwi, ale te oczy. Te inteligentne ślepia. Pełne nienawiści. Do mnie. Dlaczego?
Przed oczami wciąż miałem tą twarz. Intensywnie zielone ślepia, biała skóra jakby naciągnięta na czaszkę potwora. Szerokie nozdrza z rogiem na samym szczycie. Ogromne uszy. Kły i pazury umaczane w krwi, ale te oczy. Te inteligentne ślepia. Pełne nienawiści. Do mnie. Dlaczego?
-
Alan! Alan obudź się! Kochanie słyszysz?! - krzyczała przerażona
kobieta. Ojciec potrząsał synem jak szmacianą lalką.
Chłopak
był przeraźliwie blady. Szare, inteligentne oczy teraz były puste.
Jego twarz zastygła w wyrazie przerażenia. Już prawie nie
oddychał. Jedyne, co go mogło uratować to szybka interwencja
lekarzy, ale to nie te czasy. Rodzice wpatrywali się w umierającego
syna i nie mieli pojęcia, co zrobić. Matka płakała. Jedna z jej
łez spłynęła po policzku chłopca. Dwunastolatkiem wstrząsały
przedśmiertne konwulsje. Chwycił ramię ojca i zacisnął na nim
swoje długie, białe palce.
Zamknąłem
oczy. I znów cisza, ale taka spokojna. Widziałem... właściwie to
nic nie widziałem, ale tak bardzo pragnąłem zobaczyć. Krew. Z
rany na mojej klatce piersiowej płynęła krew. Wokół mnie było
ciemno. Czułem, że coś ściskam. Nikt już mną nie rzucał.
Powoli spadałem w przepaść. Samotny. Opuszczony. Nikt nie słyszał
mojego ostatniego krzyku. Żegnaj świecie. Niezły z ciebie kutas.
Mam dwanaście lat i widziałem więcej niż nie jeden
czterdziestolatek. Potwory czyhające w nocy to jednak prawda. Dzięki
za wszystko mamo. Pewnie mnie kochałaś. Tak jak pięciu innych
synów i dwie córki, o których ojciec dalej nic nie wie. Dziwka.
Następnym razem upewnij się, że nikogo nie ma w domu. No to
dobranoc. Tato kocham cię. Odejdź od mamy. Zostaw tą zdzirę. Daj
sobie spokój. I przyjdź czasem do mnie na cmentarz.
Zajebiście. Nie boisz się ostrych słów, lekko je rzucasz w treść. No szacun Yu. Ta matka usunęła tamte ciąże? Tego fragmentu nie zrozumiałam.
OdpowiedzUsuńNo można tak powiedzieć. Sam nie wiem, co się z nimi stało. Jak się codziennie rzuca mięsem to łatwo się wrzuca w treść ;) Dzięki za komentarz.
UsuńWow, jestem oczarowana tym tekstem. Jest taki... hmmm odważny. Tak, to dobre słowo. Nie ma tu słodkiego życia, tylko jest prawdziwy popierdolony świat. Dobra idę czytać dalej.
OdpowiedzUsuń*O*
OdpowiedzUsuńMnie się podoba, bo w mojej głowie po za sielanką dzieją się inne, straszniejsze rzeczy. Tam gdzie w moim świecie, połową królestwa rządzi gnojek Dante.
Nie martw się jeśli nie zrozumiałeś. To takie tam...metafory i różne takie
Podoba mi się ten prolog. Na reszcie ktoś, kto pisze normalnie.
Jej, tak dawno dostałam Twój spam, a dopiero teraz zajrzałam. Ale cieszę się, że jednak nie usunęłam automatycznie Twojej reklamy.
OdpowiedzUsuńUwielbiam opowiadania o narkomanach, chociaż wolę te w wersji papierowej. Mam nadzieję, że Twoje im dorówna.
Rozpoczęło się standardowo, od wielkiego "bumu", czyli jak dla mnie dobrze. Mam jednak drobne zastrzeżenie - raz piszesz w pierwszej osobie, raz w trzeciej (chyba że jakiś drugi chłopak jest w sali i dzieje się z nim to samo, co z pierwszym). Albo się zdecyduj, albo zaznacz jakoś zmianę osoby (np. kursywą możesz pisać w pierwszej osobie).
Generalnie jest nieźle, powodzenia!
+zapraszam raz jeszcze tu: KLIK i KLIK ;)